#MeToo #JaTeż

Miałam 18, może 19 lat. Poszłam z przyjaciółką na dyskotekę do naszego ulubionego klubu. Okazało się, że w klubie jest impreza zamknięta, ale wszyscy stali bywalcy udali się do innego, znajdującego się niedaleko. My też tak zrobiłyśmy. Impreza jak zwykle, głośna muzyka, kilkoro znajomych, drinki, tańce. Nic szczególnego. W pewnym momencie podszedł do mnie facet, dużo starszy mężczyzna, którego znałam z widzenia. Coś do mnie powiedział, jakby chciał mnie zaczepić a następnie złapał mnie za rękę i nie chciał puścić. Powiedział, że zaraz pójdziemy za bar, tam jest zaplecze. Byłam sparaliżowana. Nie wiedziałam co mam robić. Krzyczeć nie mogłam bo on cały czas wykręcał mi z tyłu rękę. Zresztą i tak nikt by mnie nie usłyszał. Staliśmy przy barze i czekaliśmy, on nie wiadomo na co, ja na najgorsze..
Sytuację zauważyły moje koleżanki. Nie podeszły do mnie, chyba się bały, wiedziały co to za typ. Ale przysłały ochroniarza, tzn. powiedziały, że chyba coś jest nie tak i czy mógłby do mnie podejść i sprawdzić. Podszedł rzeczywiście i zapytał, czy wszystko w porządku. W tym samym momencie dłoń na moim przedramieniu wykręconym za plecami zacisnęła się jeszcze mocniej. Powiedziałam, że wszystko w porządku, ale miałam nadzieję, że widać po mnie, że jednak w porządku nie jest. Ochroniarz odszedł, koleżanki - nie wiem, nie pamiętam.
W pewnym momencie gość, który mnie trzymał puścił i odszedł. Myślałam, że umrę ze strachu. To wszystko trwało około 15 minut, więc niezbyt długo, ale dla mnie całe wieki. Razem z koleżankami natychmiast opuściłyśmy ten klub. Wspomnienie tego wydarzenia powracało do mnie jeszcze wiele razy, ale nie mówiłam o tym nikomu. Nie mówiłam, bo się wstydziłam. Bo byłam pewna, że to ja sprowokowałam tę sytuację, bo nie powinnam była chodzić do dyskoteki, bo porządne dziewczyny nie chodzą w takie miejsca, nie szlajają się po nocach. Nie rozmawiają z nieznajomymi, a już na pewno nie zadają się z obcymi facetami.

Wizyta u ciotki. Miałam 10, może 11 lat. W jednym mieszkaniu mieszkały dwie rodziny, ciotka z mężem i córką i jej szwagierka z mężem i synem. Ten chłopak był ode mnie starszy o jakieś 3-4 lata. Na moment zostaliśmy sami w pokoju. W pewnym momencie on stanął przede mną i zaczął na mnie napierać. Ja odsuwałam się, aż oparłam się o ścianę, a on o mnie. Przestraszyłam się, nie miałam pojęcia o co mu chodzi, ale czułam się bardzo niekomfortowo. Chyba chciał mnie pocałować, ale ktoś na szczęście wszedł do pokoju i przerwał ten dramat.. Bardzo się wstydziłam tego co się stało, mimo, że byłam tylko ofiarą jego zachowania. Nikt ze mną na ten temat nie porozmawiał. Ja też z nikim nie rozmawiałam.

Lato, wakacje, jesteśmy z rodzicami u wujostwa na wsi. Jak byłam młodsza często spędzaliśmy u nich wakacje. Było dużo dzieciaków, dużo śmiechu i zabawy. Lubiłam ich. Tego dnia odwiedziliśmy ich po bardzo długim czasie. Miałam wtedy jakieś 13, może 14 lat. Dorośli pili alkohol. W pewnym momencie zostałam z wujkiem sama w kuchni. Jakby nigdy nic zaczął się zachwycać moimi "atrybutami kobiecości", że cycuszki rosną, że pokaż co tam masz, a czy ci włosy rosną tu i tam... To było ohydne i takie lubieżne.. Nie wiedziałam gdzie mam się podziać, nie wiedziałam jak zareagować, nawet nie potrafiłam wyjść stamtąd dopóki nikt nie przyszedł. Byłam przerażona tym, że ktoś komu ufałam i kogo lubiłam, znałam tyle lat, nagle się tak zachowuje.

Autobus miejski, straszny tłok, jestem ubrana w krótką spódnicę. Nagle wyraźnie czuję pod spódnicą czyjąś łapę. Paraliżuje mnie. Zastanawiam się, czy to nie jest jednak czyjaś torba, albo parasol, ale nie, wiem, że to jest ręka. Obracam się i widzę obleśnego gościa, który z obrzydliwym uśmiechem na twarzy odwraca się i odchodzi.. Nie umiałam krzyknąć, nie umiałam się obronić.. Miałam wtedy ok. 19 lat. Podobna sytuacja spotkała mnie jeszcze raz. Też zatłoczony autobus, wracam z pracy do domu. Na wiszącej nade mną poręczy zawisł koleś, dokładnie przylegając całą powierzchnią swojego ciała do mnie. na samym początku nie zwróciłam na to uwagi, ale po chwili zaczęłam czuć się niekomfortowo, zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak, było tłoczno, ale bez przesady. Ten obleśny zapocony typ leżał na mnie i wolę nie wiedzieć co sobie wyobrażał. Odwróciłam się przodem do niego, spojrzałam mu w oczy, a on bezczelnym i agresywnym tonem spytał CO?! I wysiadł na najbliższym przystanku...

O żadnej z przytoczonych sytuacji nigdy z nikim nie rozmawiałam. Było mi wstyd, że do nich doszło, że nie zareagowałam, że w ogóle znalazłam się w tych wszystkich miejscach z tymi wszystkimi osobami. Że nie krzyczałam, że nie chciałam nikogo mylnie oskarżyć, choć sytuacje były ewidentne. Nawet teraz, kiedy o tym piszę zastanawiam się, czy mnie to nie ośmiesza, a z drugiej strony jestem na siebie zła, że tak myślę. Bo żadna z tych sytuacji to nie była moja wina. Tylko, że ja wiem to dopiero teraz. Bo nikt mi nie mówił jak w takich sytuacjach należy się zachować. Ba, nawet nikt mi nie mówił, że takie sytuacje się zdarzają. Zadbajmy o to, żeby nasze córki i nasi synowie wiedzieli.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Trzy akapity o polskim gównie